Us And Them

Co się dzieje z Pearl Jam?Czy wokalista Eddie Vedder czuje się dobrze, czy może stał się ofiarą stresów, jakie przynosi sława? Czy nowy album US powtórzy fantastyczny sukces Ten, czy też może Pearl Jam będą żyli w cieniu dawnej sławy? Ed Klussnes spotyka się z tym kwartetem, by oddzielić kłamstwa od szokującej prawdy.

Już w czerwcu tego roku Pearl Jam sprowadzili europejskich dziennikarzy do Seattte, by odbyć rundę wywiadów i przedstawić im nagrania z zupełnie nowej płyty. Wówczas powiadomiono wszystkich, że nowy album zatytułowany "Live Against All" ukaże się wkrótce. Tak się nie stało. Po pierwsze dwukrotnie zmieniano tytuł i zdecydowano się wreszcie na przewrotny „Us". Po drugie, opóźniono wydanie płyty o miesiąc. Oficjalny komunikat twierdził, że album będzie w sklepach we wrześniu. Jednak zamiast płyty pojawiły się kolejne, przykre wiadomości o zmianie terminu. Ostatnie wieści głosiły, że krążek ten pojawi się wreszcie we wrześniu. W międzyczasie zaczęła się wielka burza spowodowana przez nową płytę lokalnych rywali - grupy Nirvana. W tej sytuacji Pearl Jam zdecydowali się na rezygnację z konfrontacji i nieprowokowania oczywistych porównań. Tym to sposobem powstał nowy termin dla nowej pyty Pearl Jam - listopad. Mato tego, kolejny tytuł odłożono ad acta. W sumie to ciągłe zwlekanie bardzo się opłaciło. Oto gdy fani i mass media z wielką niecierpliwością oczekiwały na nowy album grupy Pearl Jam, po raz kolejny zatriumfował poprzedni LP. Okazało się bowiem, że aż cztery z możliwych pięciu nagród, wręczanych przez MTV, przypadły clipowi "Jeremy”. Wszystko więc wskazuje na to, że nowy krążek Pearl Jam trafi do sklepów w miesiąc później po trzeciej ( lub czwartej, jeśli wliczymy "Incesticide") płycie Nirvany - "In Utero”. Jeśli chodzi o muzykę to te dwie płyty dzieli wielka przepaść.

O ile Nirvana wyraźnie wraca do korzeni, rezygnuje z popowego brzmienia typu "Nevermind" na rzecz ostrego brzmienia bez ozdobników i upiększeń, to Pearl Jam odwołuje się na swej nowej płycie do wspaniałej, amerykańskiej tradycji. Mam tu na myśli The Birds, Neila Younga, Boba Dylana, jak również amerykański hardcore, punk oraz MC5.

Poza różnicami muzycznymi oba zespoły - Pearl Jam i Nirvana są dość podobne do siebie. Wystarczy choćby zauważyć, że obie grupy traktują media bardzo podejrzliwie i jako że im nie wierzą, odnoszą się do nich wręcz identycznie. Tylko garstka dziennikarzy z Europy, Ameryki i Japonii dostąpiła "zaszczytu" przeprowadzenia wywiadu z Pearl Jam. Reszta dziennikarzy z naszej planety pozostała w domach. Pearl Jam zaprosił nas na przesłuchanie nowej płyty i wywiad w biurze managementu zespołu. Stone Gossard, basista Jeff Ament i perkusista Dave Abruzzese stawili czoła dziennikarzom i odpowiadali na dziwne pytania. Wokalista Eddie Vedder wolał przenieść się na pobliski trawnik i tam rozmawiał z dziennikarką z Niemiec. Udzielił tylko jednego wywiadu, bo obecnie godzi się tylko na jeden wywiad dziennie. W tej sytuacji jego koledzy wzięli na siebie to niezbyt lubiane zajęcie zwane udzielaniem wywiadów. Oto pewne fragmenty i przebitki.

Gdy bohaterowie podziemia muzycznego w Seattle, grupy Mother Love Bone przestali istnieć z powodu śmierci wokalisty, który przedawkował, nikt nie miał wątpliwości, że zespół ten odrodzi się pod inną nazwą. Początkowo Stone Gossard i Jeff Ament wymyślili coś, co już dziś uchodzi za prawdziwy klejnot muzyki pop, chodzi o grupę Temple Of The Dog. Potem trafili na Eddiego Veddera, który jako wokalista idealnie pasował do ich kapeli oraz całego pomysłu. Potężna firma płytowa Epic wyłowiła ten zespół i natychmiast podpisała z nim kontrakt, choć od początku grupa postawiła jasno swe twarde żądania. Jeff Ament tak to ujął - "Żądaliśmy od Epic gwarancji, że pozostawi nam wolność tworzenia. Wytwórnia nie ma prawa ingerować w naszą muzykę, ani w inne prace twórcze. Chodziło tu o szaty graficzne płyt i inne rzeczy." Firma zgodziła się na te warunki i to był właściwy ruch. Wkrótce po wydaniu debiutanckiej płyty "Ten" okazało się, że ten zespół to żyła złota i kolejne, wielkie odkrycie z Seattle. Rozmiary sukcesu wyszły na jaw nieco później, gdy Pearl Jam ruszyli na trasę po Ameryce ze Smashing Pumpkins i Red Hot Chili Peppers. Dla nowicjuszy z Seattle to był początek wielkiego tryumfu. Tak się zaczęło, a sława rośnie aż po dziś dzień. Debiutancki CD trafił do Top 20 na liście tygodnika Billboard, zaś video z utworem „Alive" stało się ulubionym clipem MTV. To co się później zaczęło, "najbardziej zdziwiło nas samych", jak przyznaje Ament. Wkrótce też okazało się, że to, co jest takie miłe może być równocześnie bardzo groźne. "Sukces" - jak twierdzi Stone Gossard - "to bez wątpienia rzecz ważna. Nie jest to jednak wszystko. Sukces może wyssać z człowieka wszystkie soki." Pearl Jam nie narzeka na brak sukcesów. Ta piątka z łatwością dostała się do ekstraklasy. Jeśli chodzi o ilość sprzedanej debiutanckiej płyty "Ten", to tylko nieznacznie ustępuje ona super przebojowi, czyli LP "Nevermind" grupy Nirvana. Ten sukces jest w pełni zasłużony, bo jako, że kapela ta wywodzi się z podziemnej formacji Mother Love Bone, to tym sposobem Pearl Jam należy, bardziej niż konkurencja, do twórców zhańbionego obecnie brzmienia z Seattle. Jeśli jednak ktoś spodziewa się, że nowy album będzie powtórką płyty „Ten'' i liczy na muzykę grunge w czystej formie, to czeka go rozczarowanie. W zamian za to Pearl Jam zabierają słuchacza w podróż po historii amerykańskiego rocka. Pojawiają się znajome dźwięki - trochę Hendrixa w jednym kawałku, to nieco The Byrds gdzie indziej, a gdzieś dalej słychać muzykę MC5. Potem jeszcze coś innego, a wreszcie odrobinę Neila Younga. Te rzeczy nie biorą się bez powodu. "Kochamy Neila Younga i oddajemy mu należny pokłon" - mówi głośno gitarzysta Stone Gossard, wyrażając tym pogląd całego zespołu. Wygląda na to, że jest to obustronna miłość, bo niedawno Young zabrał tych młodzików ze sobą na deszczową trasę po Europie latem ‘93. Stone dodaje - "Dorastaliśmy słuchając takiej muzyki, brzmienia lat 60 i 70. Słuchaliśmy rocka, punka i czarnej muzyki. Nic więc chyba dziwnego, że te wpływy słychać teraz w naszej twórczości. Dla nas liczą się przede wszystkim dobre kompozycje, a wiadomo, że Neil jest głównie znakomitym kompozytorem i autorem. Dlatego też jest nam o wiele bliższy muzycznie niż któryś z kretyńskich, wysprayowanych rockmanów z Los Angeles, bo ci z LA myślą tylko o swoich wspaniałych fryzurach." Podczas rozmowy Stone delikatnie trzyma gitarę i uderza parę akordów.

"Przepraszam" dodaje szczerze "Ten utwór chodzi mi po głowie przez cały dzień i próbuję go jakoś ułożyć. Co o tym sądzisz?" To pytanie jest skierowane do Jeffa Amenta, który potakuje w odpowiedzi głową i mówi, że podobają mu się te harmonie muzyczne. Jeff sądzi, że może coś się z tego urodzi.

Wygląda jednak na to, że praca w Pearl Jam nie pochłania wszystkich sił Stone'a Gossarda. W międzyczasie nagrał on pod szyldem Brad album zatytułowany "Shame". Pytam, czy Brad ma mu w przyszłości zastąpić Pearl Jam? "Nie" - zaprzecza - "Brad to taki pomysł, nic więcej. Praca nad tą płytą była dobrą zabawą, ale to nie ma nic wspólnego z Pearl Jam." To chyba podobnie było z filmem "Singles''. który wzbudził sensację faktem, że w miernym obrazie pojawiło się osobiście kilku słynnych ludzi z Seattle. Jednym z nich był Stone Gossard. "O rany" - śmieje się Stone - "tylko nie rozmawiajmy znowu o tym filmie. Nakręciliśmy go zanim zaczęła się moda na muzykę z Seattle. Wydawało mi się, że zagranie w filmie będzie czymś zabawnym, ale na dłuższą metę to nie jest zajęcie dla mnie. Wolę pisać muzykę." Jeff Ament - "Reżyser Cameron Crowe zapytał mnie kilka lat temu, czy nie zagrałbym w jego filmie. No i zagrałem."

W tle gra nam nowa płyta. Taki numer jak "Drop The Leash'' ma taki czad, że może stać się hymnem nastolatków lat 90. Albo „Dissidents". Już sam tytuł delikatnie sugeruje polityczny podtekst. "Taaak" - wtrąca się znowu Ament - "jeśli spojrzysz na to, co się dzieje dookoła, to wręcz człowiek musi zająć jakieś stanowisko. Nie znaczy to, że jesteśmy pochłonięci polityką lub chcemy wy powiadać się na konkretne tematy, ale nie zamykamy oczu na to co się dzieje. Uważam, że jednym z największych problemów naszych czasów jest niebywała chęć przemocy. Chodzi o ślepy religijny lub polityczny fanatyzm i szaloną nienawiść do wszystkiego, co jest odmienne. Trudno jest nam to zmienić, ale mówimy zwyczajnie to, co myślimy." Czyli co? "To jest bardzo oczywiste i proste - domagamy się tolerancji, popieramy pokój i chęć zrozumienia innych ludzi, a nie ślepą furię." Czyi hippiesi roku 1993. "Z tym, że my pokazujemy gdzie jest przyczyna, staramy się zaatakować tam, gdzie są słabe punkty i jesteśmy przeciw nierówności w naszym społeczeństwie." Ta aktywność polityczna pojawiła się przed wyborami prezydenckimi w USA. Zamiast popierać bohatera wojny w Zatoce czyli Busha. Pearl Jam zagrali parę koncertów na rzecz Clintona. Może raczej chodziło o poparcie akcji "Głosuj z rockiem'', która miała za cel zachęcenie młodych ludzi do uczestnictwa w wyborach. Nawet teraz, kilka miesięcy po wyborach, Pearl Jam nadal mają jeden powód by lubić Clintona. "Clinton wygląda na faceta, który lubi sex. Mam wrażenie, że on i jego żona Hilary robią to dosyć często. Jakoś zupełnie nie mogę sobie tego wyobrazić, gdy pomyślę o jego poprzednikach - Bushu i Reaganie." Co za pomysł - lubieżne zachowanie jako podstawa do rządzenia krajem. Ciekawe co w tej kwestii słychać u naszego prezydenta? Czyżby nadszedł czas na zmianę? Wiadomo, że wraz z sukcesem zaczęta się większa presja na Pearl Jam. Bóg, świat, fani, wytwórnia płyt, no i sami muzycy, wszyscy oczekiwali, że nowa płyta będzie tak dobra, jak debiut. Rzecz jasna i od strony muzycznej i komercyjnej. Co na to zespół? "Staraliśmy się nie ulegać tej presji, tylko nagrać taki album, o jaki nam chodziło,

nawet gdyby to było wbrew oczekiwaniom fanów, mediów czy wytwórni." Wszystko wskazuje jednak na to, że płyta będzie udana. Nagrań dokonano w Site Studios w San Francisco, a producentem był Brendon O'Brien. "Brendon nie starał się być wszechwładnym producentem i nie chciał wpływać na naszą muzykę. Wręcz odwrotnie, uznał, że najważniejsze jest to, co jest w naszej muzyce charakterystyczne i chciał, by to wszystko było nasze. Wiele utworów zostało nagranych za pierwszym podejściem, a właściwie wszystko to nagrania na żywo w studiu." Wiadomo też, że na ten album nie brakowało nowych kawałków. "Mieliśmy do wyboru ponad 30 kompozycji."

W międzyczasie w prasie pojawiło się wiele plotek. Stwierdzono w nich, że Eddie Vedder jest ćpunem, pisano o kłótniach i skandalach. Trudno się dziwić temu, że Eddie unika teraz kontaktu z dziennikarzami. "To zadziwiające" - twierdzi Jeff Ament - "ile można o nas pisać i mówić. Większość tego co się pisze, zaskakuje nas samych. Często cytuje się wypowiedzi jakich nigdy nie udzieliliśmy, czasami są to całkowicie zmyślone historie."

"Szczególnie upodobano sobie Eddiego Veddera" - wtrąca się Stone. "Wiadomo, że on jest frontmanem i media bacznie obserwują jego każdy krok. Interesują się jego życiem prywatnym. Niektóre plotki i historie na jego temat są wręcz nieprawdopodobne. To wszystko bardzo przypomina mi polowanie." Dużo hałasu o nic? Wiadomo jednak, że nie ma dymu bez ognia. Ile prawdy jest w plotce, że Eddie Vedder jest narkomanem?

"Jeśli skończyłaby się nasza przyjaźń, to Pearl Jam przestałby automatycznie istnieć. Często biznesowa znajomość muzyków jaka funkcjonuje w wielu zespołach byłyby dla nas nie do przyjęcia" dodał Stone Gossard.

1993 metal hammer